ks. Józef Dutka
proboszcz parafii w latach 1887 - 1919
ur. 1852, zm. 25.09.1919
Jego staraniem wybudowano obecny kościół parafialny
Ks. Józef Dutka (z prawej) z bratem ks. Walentym Dutka (z lewej)
Tablica pamiątkowa przy wejściu do kościoła parafialnego
1 listopada 1919 roku Gazeta Kościelna we Lwowie (Pismo poświęcone sprawom kościelnym i społecznym, organ Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Kapłanów) Rok XXVI. Nr 13 doniosła o tragicznej śmierci proboszcza w Piotrkowicach ks. Józefa Dutki:
"Zbrodniczy posiew wojny i szatańska agitacya wywrotowców wydaje krwawy plon. Mordy i grabieże staja się plagą naszych czasów.
Ofiarą tego rozbestwienia i zdziczenia zwyrodniałych jednostek padł przed kilku dniami X. Józef Dutka, proboszcz w Piotrkowicach pod Tarnowem. Dnia 23. września między godziną 8 a 9 wieczorem wpadło na plebanię dwóch zamaskowanych bandytów (za maski służyły im szmaty z otworami na oczy) i przeszdłszy przez kuchnię, gdzie jeden z nich zranił ostrem jakiemś narzędziem siostrę księdza, rzucili się na proboszcza, który posłyszawszy hałas w kuchni, wstał od wiecierzy i stał we drzwiach swego pokoju. Jeden z bandytów strzelił doń z brauninga, a drugi zranił go w ramię tem samem narzędziem, co siostrę. Kula przeszła z jednego ramienia przez stos pacierzowy i wyszła drugiem ramieniem. Zraniony proboszcz padł bezwładny na ziemię. W rabunku przeszkodziły bandytom dzwony, w które uderzono na alarm i krzyk zbiegających się ludzi. To mały bratanek proboszcza, który wymknął się z plebanii, dał znać organiście i innym o napadzie. Bandyci zbiegli. Śledztwo jest w toku. --- Nie wiadomo, czy ich było tylko dwóch, czy też sześciu. Z niektorych okoliczności możnaby wnioskować, że byli dobrze obznajomieni z rozkładem domu, a więc może miejscowi.----
Ciężko ranny proboszcz, zaopatrzony św. Sakramentami, zmarł nastepnej nocy. Zbrodnia ta, dokonana na 67 letnim starcu, wywarła w całej parafii i okolicy wielkie wrażenie. Śp. X. Dutka był wzorem niezmordowanego, cichego pracownika, 41 lat pracował w winnicy Pańskiej, z tych 32 lata jako proboszcz w Piotrkowicach. ---- W wolnych od pracy duszpasterskiej chwilach oddawał się gorliwie pracy społecznej. Jego zasługą jest założenie Kasy Raiffeisena, Kółka rolniczego, wybudowanie nowego pięknego kościoła w Piotrkowicach. Jego starania i zabiegi przyczyniły się w znacznej mierze do otwarcia przystanku kolei w Łowczowie i wybudowania mostu na Białej. Parafia i okolica ma mu wiele do zawdzięczenia.
Zginął tragiczna śmiercią, padł z ręki mordercy sługa Chrystusowy. Rzecz to dawno nie słychana w naszej okolicy. Może krew jego niewinnie przelana ma szarpnąć sumieniami i do upamiętania przywieść tych z pośród ludu, co się zwolna wrogami Kościoła i duchowieństwa stają. Kto wie, jakie jej Pan Bóg zadanie przeznaczył.
Spoczywaj w Bogu, zacny Parcowniku! Ufamy, że Ci Bóg w nagrodę za Twą pracę i poswięcenie, za Twój zgon tragiczny, może dlatego, żeś był Jego sługą, da odpoczynek wieczny w przybytkach swoich!
(„Lud katolicki”.)"
Śmierć ks. Józefa Dutki – proboszcza w Piotrkowicach (Relacja o. Franciszka Marcinka CssR)
O. Franciszek Marcinek od dnia 26 VI 1918 r. był rektorem w Tuchowie. W swoich wspomnieniach pisze:
„Pewnego dnia we wrześniu, wieczorem, koło godz.10.00, bardzo gwałtownie ktoś do naszej furty zadzwonił. Furtian br. Aleksander wyglądnął przez okno w rozmównicy. Jakiś osobnik wysunął się gdzieś z kąta i opowiadał, iż bandyci napadli w Piotrkowicach na ks. Kanonika Dutkę i strzelali do niego, że ks. Kanonik leży ranny i prosi o Księdza i że furmanka pojechała po lekarza i teraz na dole przy kaplicy stoi. To było trochę podejrzane, tym więcej, że właśnie wtedy słyszało się często o różnych napadach i morderstwach.
Obawialiśmy się też jakiego napadu. Obudziliśmy braci i przygotowaliśmy się, by się w razie potrzeby bronić. Podejrzenie było tym bardziej uzasadnione, że furmanka, która miała, jak poleciłem, przyjechać pod klasztor, bardzo długo nie pokazywała się. Naraz furmanka z lekarzem przyjechała z latarnią. Pokazało się, że nie było winy tego posłańca. Furmanka pojechała rzeczywiście po lekarza, ale lekarz nie chciał pojechać, kazał przez służącą powiedzieć, że go nie ma w domu. Wtedy bowiem w nocy nikt się nie pokazywał. Dopiero kiedy się lekarz dowiedział, że tu idzie o ks. Proboszcza z Piotrkowic, którego dobrze znał, że też i ksiądz z klasztoru pojedzie, zgodził się i przyjechał. W domu uspokoiło się. Zaraz wybrałem się i razem z lekarzem pojechaliśmy. Kazałem zgasić latarnię, bo bandyci z pewnością nie byli daleko i że z pewnościąbędą śledzić co się będzie działo koło Piotrkowic.
Koło godz. 12.00 przyjechaliśmy na plebanię. Ja naprzód poszedłem do chorego. Ks. Kanonik leżał spokojnie, był zupełnie przytomny. Po spowiedzi dał jeszcze dyspozycje na przyszłość dla tego Ojca, który przyjedzie, bo chodziło o ślub. Po spowiedzi św. lekarz zbadał chorego, pomagałem mu przy tym, bo trudno było dokładnie zbadać, bo światło było liche, nie dało się dokładnie znaleźć każdej ranki. Dopiero rano raz jeszcze chorego zbadał i pokazało się, że kulka weszła pod ramieniem z jednej strony, przeszła kość pacierzową i wyszła pod ramieniem z drugiej strony. Natychmiast nastąpił paraliż nóg. Nazajutrz rano utracił przytomność i tegoż dnia umarł. Po zbadaniu lekarza, przyniosłem z kościoła Sakrament i ks. Kanonik przyjął Wiatyk, ostatnie namaszczenie i odpust zupełny na godzinę śmierci. Tymczasem zeszła się gromadka ludzi. Bandyci bowiem wdarli się do kancelarii, gdzie chłopiec – siostrzeniecks. Kanonika – spał. Chłopiec zauważywszy to co się zdarzyło, pobiegł przez ogród pod kościół i zaczął dzwonić. Wtedy ulotnili się bandyci.
Patrzyłem wtedy na bardzo wzruszającą i budujacą scenę. Ks. Kanonik przed przyjęciem P. Jezusa głośno odezwał się do wszystkich zebranych: „Wszystkim wszystko daruję, nie mam do nikogo żalu”. Naturalnie wszyscy płakali … .
Mówiono później, że bandyci byli wprawdzie z innej parafii, ale że to robili za pieniądze parafianina! Naturalnie sprawców nie znaleziono, chociaż niby to szukano. Bandyci zranili też i siostrę staruszkę, ks. Kanonika, jeden z nich piknął ją jakimś ostrym narzędziem.
Ks. Kanonik Józef Dutka był serdecznym przyjacielem klasztoru, był też, jest i pozostaje nadal dobrodziejem, bo przyczynił się do naszej fundacji w Tuchowie. Ks. Dutka bowiem zaprosił Ojców w Mościskach krótko po przybyciu do Mościsk na misje. Misja w Piotrkowicach była jedną z pierwszych misji, jakie Ojcowie po przybyciu do Mościsk dawali, a z pewnością pierwszą w diecezji tarnowskiej. Otóż po misji zawiózł ks. Dutka Misjonarzy do Tuchowa, by im pokazać Cudowny obraz M.B. Tuchowskiej. Tu był początek fundacji Tuchowskiej."
Nagrobek ks. Józefa Dutki (po prawej) oraz ks. Michała Gruszkowskiego (po lewej), znajdujący się obok kościoła parafialnego